wtorek, 8 marca 2016

➤Przegląd maseczek do twarzy od ❤Babuszki Agafii❤



❤

Z okazji Dnia Kobiet, chcę życzyć wszystkim wspaniałym kobietkom, które czytają mojego bloga, aby każdy dzień w roku tak wyglądał, jak ten, wyjątkowy, wspaniały, kiedy czujemy się niezwykle docenione przez naszych mężczyzn!



Natomiast dziś mam dłuuuugo wyczekiwany wpis o kultowych maseczkach od Banii/Babuszki Agafii, jak kto woli, a wiadomo o co chodzi :)

Pod moją lupą znalazło się ich (aż) 6. W ofercie znajdziemy ich więcej, ale do wszystkich nie miałam dostępu w danym sklepie przy zamawianiu ich przez Internet. Testowanie ich było bardzo ciekawą przygodą. Do tej pory miałam zawsze u siebie jedną, góra dwie maseczki, które aktualnie używałam, a gdy przyszło mi ich przetestować sześć niemalże na raz, to było nie lada wyzwanie.


Mój "maseczkowy" rytuał wygląda zawsze niemal tak samo. Najpierw wykonuję peeling twarzy, pozbywam się zbędnych skórek i martwego naskórka, po czym nakładam pędzelkiem maseczkę. Różnica polega tutaj na użyciu odpowiedniego peelingu. Gdy moja skóra wygląda na nieco podrażnioną, gdy coś jej tam powyskakuje, to staram się użyć peelingu z korundem (pamiętając o delikatniejszym nacisku niż zwykle) lub peelingu enzymatycznego z czarnego mydła (to rzadziej, bo ma silne działanie złuszczające). Oprócz tego w "normalne" dni używam np. peelingu solnego. 
Maseczkę noszę zwykle dłużej niż zaleca producent, ale to dlatego, że zawsze się czymś zajmę w między czasie i mi się zapomni. Później zmywanie letnią wodą, tonik, krem i "voilà".


W takim razie przechodzę już do rzeczy. W mojej pielęgnacji zagościły następujące maseczki:
➢ Odmładzająca z mlekiem łosia,
➢ Witaminowa fitoaktywna,
➢ Dziegciowa oczyszczająca,
➢ Daurska tonizująca,
➢Oczyszczająca na bazie błękitnej glinki,
➢ Ekspres-maska odświeżająca.

 Odmładzająca z mlekiem łosia.

Zacznę od maseczki, która najmniej przypadła mi do gustu, jedynie ze względu na swój zapach. Po pierwszym użyciu miałam lekkie uczucie zemdlenia, natomiast podczas kolejnych już starałam się oddychać przez usta, więc już mnie nie mulił. Jest to bardzo mleczno-miodowy zapach, który za nic nie ulatnia się w czasie ze skóry. Może moje nozdrza są wyjątkowo na niego wyczulone, ale jak dla mnie za słodki i zbyt intensywny. 

Ogólnie rzecz biorąc maseczka jest bardzo dobra. Po nałożeniu prawie jej nie widać, robi się przezroczysta, praktycznie wysycha na twarzy, natomiast po kontakcie z wodą zamienia się w lekko kremową konsystencję i kremowy kolor. Skóra jest po niej mięciutka, nawilżona, baaardzo przyjemna. Występuje bardzo lekkie uczucie ściągnięcia. Nie odczuwałam podczas nakładania żadnych mrowień, ani szczypania, w nawet najbardziej wyczulonych miejscach.

Witaminowa fitoaktywna

Na jej temat mogłabym napisać poemat!
Nawet już mi się przez przypadek samo zrymowało, haha :)
Czy można się zakochać w maseczce? TAK :)
Maseczka występuje w takiej formule, że mam wrażenie jakbym nakładała na twarz mus z poziomek, malin, dzikiej róży i jagód. A jak pachnie... Przecudowny owocowy zapach, który sprawia wrażenie dotyku natury dla naszej skóry. Podczas nakładania na twarzy pojawia się przyjemne uczucie ciepła, jakby ta maseczka miała działanie rozgrzewające. Dlatego uwaga, nie polecam jej osobom z naczynkami ⚠
Natomiast dla mojej skóry działa, jak owocowy kompres. Na twarzy nie zasycha, cały czas się mocno błyszczy, natomiast jej czerwono-malinowy kolor sprawia, że można kogoś przyprawić o atak serca, bo wygląda na skórze, jak poparzenie :D
Po jej użyciu zaczerwienienia są złagodzone, skóra bardzo dobrze odżywiona, nawilżona, ukojona. Uwielbiam ją♥

Dziegciowa oczyszczająca


Ta maseczka sprawdza się świetnie w swej roli. Ma mieć działanie głeboko oczyszczające, otwierające pory i kontrolować pracę gruczołów łojowych. Przez zawartość dziegcia brzozowego ma dość specyficzny zapach, ale nie jest on w żadnym wypadku nieznośny. Maseczka zasycha skórze jak typowa maseczka z glinką. Ja natomiast nie dopuszczam do tego, spryskując ją wodą termalną, bo po pierwsze nie należy dopuszczać do wysychania takich "twardniejących" maseczek, a po drugie jest to bardzo nieprzyjemne uczucie, gdy ona wyschnie i zaczyna mnie swędzieć skóra. Nie zauważyłam jakiegoś znacznego zmniejszenia wydzielania sebum, ale za to świetnie wysusza nieprzyjaciół w postaci ropnych krostek oraz tych ukrytych pod skórą.

 Daurska tonizująca


Ta maseczka to mój drugi hit w tym gronie. Urzekła mnie po pierwsze przez zapach, taki słodki, nieco kwiatowy. Muszę przyznać, że jak na maseczkę 100% naturalną, to zapach wydaje się bardzo "drogeryjny". Ma żelową konsystencję, którą bardzo sprawnie i przyjemnie się nakłada. Nie powoduje żadnego szczypania ani mrowienia. Nie zasycha na twarzy, pozostaje w swej żelowej formule. Ma działanie bardzo podobne do tej witaminowej, jednak po niej czuję jak skóra jest bardzo odświeżona, taka lekka wręcz. Poza tym ukojenie, nawilżenie i zniwelowanie zaczerwienień, to dla niej pestka!


Oczyszczająca na bazie błękitnej glinki

Ta maseczka jest natomiast bardzo podobna do tej dziegciowej, z tym że ta jest maseczką typową z glinki. W jej przypadku również nie pozwalam na całkowite wyschnięcie, więc pomagam sobie wodą termalną. Odrobinkę szczypie przy nakładaniu. Ma za zadanie oczyszczać, ściągać pory, matować i przywracać naturalny wygląd skóry. Oczyszcza świetnie, a co do porów, to jest to u mnie dość poważny problem, więc nie daje rady. Zdziwiło mnie natomiast jej działanie matujące, po jej użyciu skóra dłużej niż zwykle pozostaje matowa bez wydzielania sebum, jak to zazwyczaj bywa. Jako kompan do świetnego oczyszczania skóry, to zdaje ten egzamin na 5.

 Ekspres-maska odświeżająca



Chyba pierwszy raz miałam do czynienia z taką maseczką. Taką, to znaczy jaką? Chłodzącą.
W ogóle się po niej nie spodziewałam takiego działania, bo i nigdzie nie ma informacji o tym, że po nałożeniu na twarz ta maseczka chłodzi. Uważam, że będzie idealna na letnie upały, bo dość mocno odświeża skórę. Ma piękny mocno miętowy zapach, podobny do cukierków. Na początku delikatnie szczypie mnie w twarz i spod jej niemal przezroczystej żelowej konsystencji widać lekkie zaczerwienie najbardziej wrażliwych miejsc na twarzy. Uczucie chłodzenia i szczypania mija po około 2 minutach. Maseczka wysycha, jednak sprawia wrażenie mocno błyszczącej na skórze. 
Skóra jest naprawdę mocno odświeżona i pełna blasku. Na lato jak znalazł.

Poniżej przedstawiam Wam swatche kolorów i konsystencji tych cudeniek:
 1- z mlekiem łosia 2- witaminowa 3- dziegciowa

4- daurska 5- z błękitną glinką 6- miętowa


 Jeśli jeszcze nie udało się Wam ich przetestować, to gorąco zachęcam, tym bardziej, że cena ich waha się w granicach 5-7 zł za 100 ml, wyjątkiem jest witaminowa ok.11zł za 100ml.

A może jednak jakieś testowałyście? Co o nich myślicie?

TYMCZASEM!!!


22 komentarze:

  1. Wzajemnie kochana ;* ! Post świetny, teraz trzeba wybrać się na małe zakupki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzy z nich miałam, jedną wczoraj kupiłam, a do wypróbowania jeszcze została maska witaminowa i daurska :) Szczególnie tej pierwszej jestem ciekawa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaminową w takim razie musisz wypróbować! Jest tego warta, zdecydowanie :)

      Usuń
  3. Ta z mlekiem łosia brzmi świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tej firmy miałam tylko szampon do włosów, który przypadł mi bardzo do gustu :)Maseczek tych jeszcze nie miałam okazji przetestować.
    Zapraszam :) http://natalie-forever.blogspot.com/2016/02/katy-perry-mad-potion.html

    OdpowiedzUsuń
  5. nie miałam ich ale z miłą chęcią bym przetestowała : *

    OdpowiedzUsuń
  6. Polecam maskę na wodzie habrowej :) Moje mały cukierek hihi teraz mam jakąś relaxujaca.. Bardzo lubię te maski

    OdpowiedzUsuń
  7. zachęciłaś mnie do tych maseczek, na pewno wypróbuję ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie wyglądają, ale jeszcze ich nie miałam :) ta z mlekiem łosia brzmi intrygująco ;) teraz uzywam tych masek w płacie, np benton snail bee :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałam wszystkie. Najmniej przypadła mi do gustu ta odswiezajaca a najbardziej lubie te2z mlekiem łosia i witaminową. Z oczyszczających wolę dziegciowa.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fioletowa mnie niestety uczulila :( nie piekła mnie twarz. Ale po zmyciu była czerwona przez około 15 minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ta fioletowa najwięcej uczula z tego, co słyszałam

      Usuń
  11. Na witaminową miałabym chęć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jeśli jeszcze nie testowałaś, to musisz to koniecznie zmienić :)

      Usuń

Dziękuję za zainteresowanie postem! Zostaw po sobie choćby uśmiech, będzie mi bardzo miło :)
Prowadzisz bloga? Na pewno do Ciebie trafię :)