Witajcie dziś Kochani Czytelnicy w tym szczególnym wpisie, czyli w podsumowaniu kosmetycznym minionego 2016 roku.
Lista moich kosmetycznych hitów nie jest absolutnie uszeregowana w zależności od mocy "ulubienia" danego kosmetyku. Jest to przypadkowy spis, bo w końcu jakoś musiałam to zamieścić :)
TWARZ
1. Olejek do demakijażu drzewko herbaciane Biochemia Urody
W ogóle rok 2016 mogłabym uznać za wielkie odkrycie olejków w funkcji demakijażu twarzy. Pisałam już recenzję tego olejku tutaj:
ale wspomnę pokrótce jeszcze raz, co o nim sądzę. Olejek sprawdził się u mnie od samego początku jego używania. Rozpuszcza mój makijaż momentalnie (nawet mascarę), ma świetny zapach, jest niedrogi i doskonale dogaduje się z moją cerą. Używam go cały czas, w tym momencie jest to już 3 lub 4 buteleczka i chyba nie zamienię go na nic innego. Jedyne co jest w nim do poprawki to bardzo nieporęczna buteleczka (to, że trzeba ją odkręcać), oraz źle pomyślane jest rozwiązanie z etykietką, na której piszemy datę przydatności, ponieważ po kilku dniach schodzi z buteleczki np. wskutek zamoczenia wodą, czy po prostu dotykania. W kwestii spełniania swej roli, to nie ma sobie równych ten olejek.
2. Podkład mineralny Blondie Lily LOLO
Tak szczerze powiedziawszy, to nie pamiętam nawet, jak trafiłam na ten podkład i dlaczego go kupiłam. Gdy zaczęłam wprowadzać u siebie kosmetyki naturalne, to założyłam sobie, że kolorówka będzie u mnie potraktowana "bez spiny", to znaczy, że nie odrzucę w większości kosmetyków kolorowych, jakie do tej pory miałam, ale będę sukcesywnie wymieniać na naturalne te, które zdenkuję. W ogólności plan się powiódł, ale babska natura wygrała i w tym momencie mam już niemal w takiej samej ilości kolorówkę naturalną/mineralną, jak tą starą "drogeryjną". Znalezienie dla siebie naturalnego, z dobrym składem podkładu i w dodatku kryjącego, stawało się powoli dla mnie udręką, zadaniem niewykonalnym. Byłam przekonana, że nie jestem w stanie znaleźć takiego kosmetyku. Doskonale wiadomo, jak trudno jest dostać stacjonarnie jakikolwiek kolorowy kosmetyk naturalny, więc zostaje kupowanie w sieci. Niektórzy tego nie lubią, bo ciężko jest dobrać kolor kosmetyku, a najczęściej człowiek jednak zostaje rozczarowany, bo otrzymuje coś, co stanowczo odbiega od zdjęcia na ekranie. Ja jednak nie mam z tym problemu, stwierdziłabym nawet, że to lubię, bo nauczyłam się już tak dedukować i znajdować sposoby na poznanie kolorów, że powiem nieskromnie iż się już nawet nie mylę 👌. Jednak nie zawsze było łatwo. Przejdę w końcu do sedna sprawy, bo rozpisałam się za bardzo nie na temat.
Za co lubię...sorka, KOCHAM podkład od Lily Lolo? Za to, że cudownie się z nim pracuje, ma bardzo dobre krycie, matuje świetnie skórę na cały dzień, nie ucieka z twarzy, jest bardzo wydajny, a do tego kolor dobrałam IDEALNIE. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić, jeśli chodzi o ten podkład, bo jest dla mnie odkryciem kosmetycznym. Wiadomo, że cena zawsze i wszystkiego mogłaby być niższa, ale póki siedzę z synusiem w domu i nie maluję się codziennie, to jakoś mój budżet nie ucierpi na tym 😏
3. Mydło Aleppo oliwkowe
Z mydłami zawsze jakoś nie było mi zbytnio po drodze. W pewnym momencie mojego życia natknęłam się na informację o "szkodliwości" mydła, więc na dobre zostało wykopane z mojej łazienki. Do czasu, aż pojawiło się w którejś edycji boxa Naturalnie z Pudełka (kiedyś je kupowałam). Wtedy jakoś się przełamałam i zaczął mnie nurtować temat mydeł Aleppo. W końcu spróbowałam wersji oliwkowej, a nie klasycznego z olejem laurowym. Nie powiem, że od razu je pokochałam. Jego cudne działanie uświadomiłam sobie po czasie, gdy testowałam kolejne kosmetyki i gdy przez pewien czas go nie używałam. To mydło jest dla mojej cery dosłownie lekarstwem, gdy zaczyna się dziać coś niepokojącego, to znaczy że już jakiś czas go nie używałam. Pomaga mi przy pojedynczych wypryskach (chociaż moją cerę już mogę spokojnie z grona trądzikowatych wykluczyć). Profilaktycznie, gdy zbliżają się "te" dni stosuję go przy wieczornej kąpieli, bądź doraźnie po dniu noszenia ciężkiego, pełnego makijażu. Mydełko pomogło mi również przy gojeniu rany po cesarskim cięciu.
4. Witaminowa maseczka do twarzy od Banii Agafii
Maseczki od Agafii cieszą się u mnie bardzo dużą sympatią. Na szczęście nie spotkała mnie historia z uczuleniem na którąkolowiek z nich, a dużo swego czasu się słyszało zewsząd na ich temat (zwłaszcza o daurskiej). Ta maseczka ma świetną konsystencję, mam wrażenie jakbym kładła na skórę mus z truskawek i malin i do tego obłędnie pachnie. Maseczka pomaga mi, kiedy mam ziemistą, szarą i pozbawioną jakiegokolwiek blasku cerę. Świetnie się sprawdza przed "większym wyjściem", gdy mam zamiar przesadzić z ilością makijażu i muszę mieć dobrze przygotowaną cerę.
Bardzo lubię efekt, jaki pozostawia na twarzy, jakbym chwilę wcześniej nałożyła jakiś dobry, treściwy krem nawilżający. Łagodzi moją cerę, jest po niej mięciutka, dobrze nawilżona i odżywiona. Czuję po niej, że zrobiłam dla skóry coś dobrego :)
Maseczka ma działanie nieco "rozgrzewające", więc zalecałabym ostrożność osobom, które mają problem z naczynkami, czy rumieniem się.
5. Paleta cieni Couleur Caramel
Paletka cieni znalazła się u mnie jako prezent urodzinowy od mojej ukochanej kuzynki i przyjaciółki w jednym (dziękuję ♡). Sprawiła mi tym podarunkiem niewymowną radość, bo od dłuższego czasu czaiłam się na paletkę cieni do powiek, natomiast ta od CC była tym marzeniem największym. Paletka wykonana jest z kartonu, a w środku znajduje się 12 cudownych i świetnie napigmentowanych cieni. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że od pierwszego użycia byłam pod wrażeniem jakości tej paletki. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że nie wszystkie kolory są "moje", ale na dzień dzisiejszy wszystkie kolory są w użytku :). Trzymają się cały dzień, nie wchodzą w zmarszczki i załamania, nie rolują i świetnie się blendują. Mają nieco "kremową" konsystencję (nie mokrą), dzięki czemu nie osypują się i ich używanie jest bardzo przyjemne. Są wydajne, jednakże brakuje mi w takich paletkach rozwiązania, na jakie wpadł Too Faced z czekoladowymi paletkami lub ich podróbki z Makeup Revolution, gdzie jasnego cienia jest z 3 razy więcej niż pozostałych kolorów, bo wiadomo, że zużywa się go najwięcej. Ogólnie polecam, jestem nimi zachwycona, czuję dotyk luksusu 😆
CIAŁO
6. Płyn do higieny intymnej z Biolaven
Napisać recenzję płynu do higieny intymnej, to nie lada wyzwanie, bo cóż można tu zawrzeć i nad czym się rozwodzić 😁 jednakże mogę polecić go ze względu na działanie, bo zdecydowanie wśród swojej kategorii nie ma sobie równych. Oprócz tego jest bardzo wydajny i ma ładny zapach. Lubię również jego konsystencję, bo wygodnie się go używa, nie ucieka przez palce, jest w miarę gęsty.
7. Hawajski olejek pod prysznic Ecolab
Dzięki temu olejkowi, to ja w zasadzie porzuciłam stosowanie żeli pod prysznic. Nic nie nawilża tak cudownie jak olejki pod prysznic z Ecolab. Jest ich kilka rodzajów, jednak dla mnie najpiękniejszy zapach ma właśnie hawajska wersja. Generalnie nie jestem fanką codziennego balsamowania się, ale staram się naprawdę robić to jak najczęściej, jednak po tym olejku jest to zbędne w dużej mierze. Wiadomo, że olejek pod prysznicem nie nawilży tak dobrze skóry, jak balsam, czy masełko, ale dla niewymagających naprawdę może się stać alternatywą 2w1. Nie pieni się, ale czuć jego myjące działanie. Delikatnie rozprowadza się po skórze pozostawiając ją mięciutką, jak marzenie.
8. Olejek na rozstępy z MommeCosmetics
W okresie ciąży i trochę po porodzie używałam na brzuch olejku z Momme Cosmetics. Jest to marka baardzo przyjazna przyszłym mamom oraz dzieciom, a nawet noworodkom. Skusiłam się na zakup tego olejku dopiero około 4 miesiąca ciąży, gdy zauważyłam, że olej ze słodkich migdałów jednak nie daje sobie tak dobrze rady, jak tego oczekiwałam. Niestety zaczęłam go używać dopiero wtedy, gdy już coś zaczęło się dziać na brzuchu, ale myślę, że stosowanie tego olejku w znacznym stopniu spowolniło ten proces, skutkiem czego mam dużo mniej rozstępów, niż można się było tego spodziewać. Olejek świetnie zmiękczał skórę, dzięki czemu mimo rosnącego brzuszka nie czułam uporczywego swędzenia, czy pieczenia. Stosowałam go generalnie tylko raz dziennie (w porywach do dwóch), ze względu na zapominanie, dlatego myślę, że stosowany dwa razy na dzień spisałby się jeszcze lepiej. Bardzo łatwo się rozprowadzał, nie musiałam dociskać do skóry, aby go dokładnie wsmarować. Jak na olejek przystało, nie wchłaniał się jakoś hiper dokładnie, ale nie zostawiał żadnych śladów na ubraniach. Zapach raczej neutralny, nie jakiś nachalny (co w ciąży jest wymogiem niemalże najważniejszym, zaraz po dobrym składzie). Przyjemnie się używało tego olejku, na pewno bym do niego wróciła.
9. Mydło w płynie do rąk z Yope
Muszę przyznać, że przed zakupem tych mydeł w płynie dość długo się wzbraniałam, bo wydawało mi się, że są byt rozreklamowane i pewnie ich działanie nijak się ma do zapewnień "internetów". Nie żałuję zakupu, bo to są mydła, które naprawdę mają dobre działanie na skórę rąk. Mam tę pewność dzięki mojej mamie, która ma ogromne problemy ze skórą na dłoniach (bardzo wrażliwa na chemiczne składniki), a gdy zaczęła używać tych mydeł, to stan się znacznie poprawił. Ulubieńcem nie jest tutaj akurat ten jeden rodzaj tego mydła, ale ich cała gama, bo miałam do czynienia już ze wszystkimi wariantami i nie różnią się między sobą zasadniczo, jak tylko zapachem. Nie pienią się, co mi jednak troszkę przeszkadza, tylko "rozmazują" się po dłoniach w swej galaretkowatej postaci i trochę dłużej się spłukują niż tradycyjne mydła w płynie. Natomiast nie pozostawiają na dłoniach uczucia ściągnięcia i wysuszenia tak, że ma się ochotę jak najszybciej sięgnąć po krem do rąk. Używając tych mydeł ma się podświadomie przekonanie, że są to właśnie kosmetyki naturalne, co jest zgodne z prawdą, ale jest w nich coś takiego, co się broni samo :)
WŁOSY
10. Staroałtajska maska do włosów od Agafii
Na temat tej maski pojawił się już osobny post na blogu- BANIA AGAFII- STAROAŁTAJSKA MASKA/BALSAM DO WŁOSÓW, INTENSYWNA REGENERACJA, ale wspomnę co nieco o niej dodatkowo tutaj. Maska jest dla mnie odkryciem kosmetycznym ubiegłego roku, ponieważ pomogła mi przede wszystkim podnieść się po serii zabójczych zabiegów fryzjerskich. Maska dogłębnie odżywiła i zregenerowała moje zniszczone włosy. Stosowałam ją najczęściej jako dodatek do olejków przy olejowaniu włosów.
11. Olejek rokitnikowy na końcówki włosów od Natura Siberica
Po niemiłych doświadczeniach do tej pory z kosmetykami na końcówki włosów, nie oczekiwałam absolutnie żadnych cudów od tegoż olejku. Zakupiłam go raczej ze względu na to, że kupowałam inne kosmetyki z serii rokitnikowej do włosów i wzięłam go z przekonaniem, że może cała linia będzie lepiej działać (tak, wiem, chwyt marketingowy).
Byłam mocno zdziwiona, co ten niepozorny olejek wyczyniał z moimi włosami. Włosy były po nim mięciutkie, dobrze nawilżone, wygładzone, nie kołtuniły się i nie stawały się "sianem". Tak naprawdę doceniłam jego dobroczynne działanie, gdy go zużyłam i zaczęłam używać innego olejku na końcówki. Olejek dobrze się sprawdzał z różnymi szamponami i odżywkami, czy maskami.Wiadomo, że takiego kosmetyku nie zużywa się w miesiąc, więc miałam okazję wypróbować go z kilkoma różnymi kosmetykami różnych firm i się nigdy na nim nie zawiodłam. Tak, jak szampon i odżywka z tej serii nie wypadły u mnie najlepiej, tak olejek rokitnikowy jest najlepszym kosmetykiem w swej kategorii. Na pewno zakupię go, gdy zużyję obecny olejek.
(nie mam go akurat u siebie, więc musiałam posilić się zdjęciem z innego wpisu)
12. Pianka do układania włosów od Natura Siberica
Gdy zaczynałam przygodę z naturalnymi kosmetykami, to byłam przekonana, że kosmetyki naturalne do stylizacji włosów nie istnieją lub kosztują krocie (tak jak lakiery do paznokci, czy farby do włosów). Na szczęście byłam w błędzie i trafiłam na cudowny kosmetyk, który świetnie dogaduje się z moimi kręconymi włosami. Stosuję kilka pompek na wilgotne włosy wgniatając piankę we włosy i rano mam bardzo fajnie podkreślony skręt (nie używam suszarki). Pianka absolutnie nie ma działania wysuszającego ani nie skleja włosów. Pozwala włosom wydobyć ich naturalny skręt oraz zapobiega puszenia się.
A co skradło Wasze serca w minionym roku?
Może jakiś kosmetyk przypadł Wam do gustu, dzięki mojej rekomendacji?
Podzielcie się swoimi ulubieńcami w komentarzu :)!
oprócz podkładu lily lolo nic nie znam
OdpowiedzUsuńZachęcam do wypróbowania :)
UsuńDużo znam, ale jeszcze dużo przede mną do wypróbowania ;)
OdpowiedzUsuńCo Cię zaciekawiło najbardziej :)?
UsuńZnam 10 z 12 produktów i z większością się zgodzę chociaż pianka natura siberica szału u mnie nie zrobiła ale to pewnie dlatego że mam cienkie, proste włosy a ona niestety bardzo je obciążala.
OdpowiedzUsuńJa mam kręcone włosy, więc pewnie głównie dlatego u mnie się sprawdziła :)
UsuńPo Twoim wpisie porównującym olejki do demakijażu zdecydowałam się odłożyć zakup Resibo na później i jako pierwszy kupiłam ten z Biochemii Urody. Tak bardzo go polubiłam że raczej nie widzę sensu w kupowaniu Resibo. :)
OdpowiedzUsuńZ Twoich hitów wypatrzyłam też dla siebie mydło Aleppo i hawajski olejek pod prysznic, mam nadzieję że sprawdzą się równie dobrze co olejek Z BU :)
Bardzo się cieszę, że olejek z BU tak Ci przypadł do gustu :) Mydło Aleppo polecam szczególnie dla problematycznej cery z zaskórnikami i przetłuszczającej się.
UsuńTen olejek do myci twarzy też bardzo lubię i na pewno zamówię drugie opakowanie :)
OdpowiedzUsuńU mnie też zawsze znajduje się choć jedno opakowanie w zapasie :)
UsuńPodkład Lily Lolo muszę w końcu wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMakijaż już bez niego nie jest ten sam :)
UsuńColeur Caramel bardzo mnie zainteresowala!
OdpowiedzUsuńColeur caramel bardzo mnie zainteresowala! :)
OdpowiedzUsuńJest wspaniała :)
UsuńTrochę mi się powiększyła lista zakupów :) Podkład LL też lubię :)
OdpowiedzUsuńCo na niej dodatkowo wylądowało :)?
UsuńTyle dobroci. Ja również znam i lubię te marki, a szczególnie Lily Lolo, Sylveco i Couleur Caramel :)
OdpowiedzUsuńWiesz, co dobre :)!
UsuńPaletka cieni wydaje się być interesująca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Urban Vagabond
Jest cudowna :)!
Usuń