sobota, 16 grudnia 2017

NaturalneBlogowanie: - Kuracja do cery trądzikowej- olejek do demakijażu i krem do twarzy firmy BOTANICUM


Wielu osobom poszukującym odpowiedniej pielęgnacji twarzy, spędza sen z powiek problem z trądzikiem i różnymi niechcianymi wypryskami. Ja, mimo iż od kilku już lat stosuję kosmetyki naturalne, nadal mam problemy. Używanie naturalnych kosmetyków nie gwarantuje nam natychmiastowego i murowanego sukcesu- takie obietnice, to przed wyborami na Wiejskiej. Natomiast dobrane odpowiednio i z ogromną pieczołowitością kosmetyki mogą nam zdecydowanie poprawić stan cery- a w niektórych przypadkach szczęśliwców- nawet zniwelować problem. W zdecydowanej większości, jak u mnie, problem tkwi głębiej i to, że coś mam niechcianego na twarzy, ma podłoże zdrowotne, m.in. hormonalne.

Jeśli obserwujecie mnie na Instagramie, to jakiś czas temu otwierałam tam przesyłkę od sklepu BioEcoLIFE. Piałam tam z zachwytu nad pięknie zapakowaną paczuszką, bo nie spodziewałam się aż tak miłej oprawy pakunku i to w dodatku już świątecznej.
W związku z tym, przygotowałam dla Was dziś recenzję dwóch kosmetyków firmy Botanicum, czyli olejku do demakijażu i kremu do twarzy.


Jak już wspomniałam, jestem (nie)szczęśliwą posiadaczką trądziku. Chyba nie jest to ten różowaty- a w sumie to nie wiem, ale obecność tychże, nasila się w okresie...okresu. Tak, czyli mogę go nazwać trądzikiem hormonalnym. Bo o ile w ciągu miesiąca moja twarz nadaje się do ludzi, a zdarza się, że i bez mejkapu, tak w okolicach "tych dni" zamieniam się w Fionę (nie, żebym coś do niej miała, ale wolę księżniczki Disneya :D). Gdy zaczynają pojawiać się wypryski, to jest naprawdę niedobrze- bolące, podskórne, grube gule, które generalnie rzadko dojrzewają (tak, mam głupi nawyk i wyciskam...). No, a poza tym jest to okraszone wieloma zaskórnikami i wągrami.

Jednak tym razem było inaczej...coś się zmieniło...coś było nie tak, jak zawsze...

Otóż, moi drodzy, tym razem wyskoczył mi dokładnie JEDEN bolący, podskórny gul! Nie będę czarować, że tylko on się pojawił, bo pojawił się on w towarzystwie wągrów i zaskórników, ale w liczbie dużo mniejszej.
Poniżej opiszę Wam kosmetyki, którym zawdzięczam tę miłą odmianę :)


Ziołowy olejek do demakijażu jest tego samego rodzaju olejkiem, co z Biochemii Urody, ponieważ zawiera emulgator, czego nie mają inne, np. Resibo, Vianek, czy Nacomi. Jedni twierdzą, że to już gryzie się z ideą demakijażu olejami, czy stosowania samej motody OCM i pewnie mają rację. Natomiast ja uważam, że najważniejsze, że działa i nadal ma naturalny skład :). Znajdziemy w nim olej słonecznikowy, olejek z liści pokrzywy, olejek z kwiatów krwawnika i witaminę E. Wszystko to pochodzi z naszych, podlaskich łąk i pól- czyż to nie cudowne? 


Co pisze o nim producent poczytacie sobie tutaj: KLIK.
Olejek świetnie radzi sobie z makijażem, rozpuszcza go bez najmniejszego problemu. Ja myję twarz dwa razy, najpierw rozpuszczam dobrze makijaż, a następnie jeszcze raz zmywam pozostałości. Pamiętać trzeba przy tego rodzaju olejku, żeby masować skórę bez użycia wody, bo zemulguje i straci swoje działanie. Wodą, najlepiej ciepłą zmywamy po skończonym masażu. Nie zostaje absolutnie żadna tłusta warstwa, a skóra jest mięciutka i ukojona, absolutnie nie ściągnięta. 


INCI: Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Achillea millefolium (Yarrow) Leaf and FLower (and) Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Urtica dioica (Nettle) Leaf (and) Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Glyceryl Cocoate, Tocopherol.
Ten rodzaj olejku nie wymaga (U MNIE) drugiego etapu oczyszczania twarzy, czyli użycia np.żelu, czy pianki. Jestem zachwycona jego działaniem. Używany dotąd przeze mnie olejek z BU wydaje mi się nieco "uboższy" w działaniu. Owszem, doskonale zmywał makijaż, no i czego chcieć więcej, skoro ma to robić, ale ten z Botanicum jeszcze dodatkowo oddziaływał prewencyjnie i leczniczo na wypryski. Nie miałam po nim uczucia ściągniętej skóry, czego generalnie spodziewamy się po kosmetykach do cery trądzikowej, ale nie tutaj.

Dodatkowym atutem i idealnym dla mnie rozwiązaniem jest oczywiście opakowanie z pompką- u-wiel-biam! Ja chcę, żeby wszystkie kosmetyki były z pompką :D!

Drugim kosmetykiem jest krem do cery trądzikowej. Nad nim musiałam się chwilkę pochylić, bo nie od razu się polubiliśmy. Po pierwsze- brak pompki, no cóż, i grzebanie paluchem w słoiczku, czego nie za bardzo lubię. No ale dajmy mu szansę. Jak już przeboleć ten brak pompki, to dochodzi druga kwestia, ile się go nakłada, żeby było dobrze.


Co pisze o nim producent poczytacie sobie tutaj: KLIK.
Dobrze, to znaczy ile nałożyć, żeby się ładnie wchłonął i dało się go rozsmarować bez problemu po całej twarzy. Po kilku próbach okazało się, że najlepiej robić to maleńkimi porcjami i dokładać na dalsze partie- wtedy sukces murowany. Krem posiada niewielkie, delikatne drobinki, co jak dla mnie sugerowałoby nawet jakiś rodzaj peelingu, no i racja! Nie obawiajcie się, że to mocny peeling, którego używanie codziennie Wam może zaszkodzić. Te drobinki są bardzo delikatne i jest ich niewiele. Producent zaleca wykonywać 5 minutowy masaż podczas nakładania kremu, a to z kolei pozwala niemal całkowicie zniwelować drobinki na skórze.


INCI: Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Cocos Nucifera (Coconut) Oil and Aloe Barbadensis Leaf Extract, Urtica dioica (Nettle) Leaf (and) Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Achillea millefolium (Yarrow) Leaf and FLower (and) Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, MethylSulfonylMethane, Tocopherol.

Krem bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia filmu po dokładnym wsmarowaniu go w skórę. Jest dość wydajny, więc myślę, że na miesiąc, półtora, to bez problemy wystarczy, nawet bez przesadnego oszczędzania go. Zapach mało wyczuwalny, czuć go tylko w słoiczku, a na twarzy wcale, jest jakby lekko cytrusowy. Konsystencja lekka, po kontakcie z ciepłem zamienia się w olejek, ale nie ma to negatywnego wpływu na wchłanianie się w skórę.

Krem bardzo dobrze poradził sobie z moją cerą w trudnym momencie. Bardzo podobało mi się to, że szybko przynosił ukojenie. Pod makijaż się nie nadaje, bo przypuszczam, że jednak troszkę mógłby jeździć na twarzy. Na noc jest idealny- dawno nie miałam tak dobrego kremu. W składzie znajdziemy na pierwszym miejscu masło kakaowe i jestem bardzo zaskoczona, że tak dobrze się u mnie sprawdziło! Dalej mamy masło aloesowe (czyli połączenie właściwości aloesu i oleju kokosowego), olejki z pokrzywy i kwiatów krwawnika, organiczną siarkę (to są właśnie te drobinki) i witaminę E. 


Ostatnią kwestią, nad którą chciałabym się pochylić w związku z recenzją tej kuracji, to opakowania. Uwielbiam, gdy kosmetyki są w szklanych pojemnikach i to jeszcze ciemnych! Sprawia to wrażenie, ale też tak jest, że kosmetyk prawdopodobnie zawiera roślinne składniki i ekstrakty, które nie mogą mieć kontaktu ze światłem. Dla osób podróżujących szklane opakowania mogą być problematyczne ze względu na swoją wagę, ale zawsze można odpowiednią ilość przełożyć do podróżnego pojemniczka. 


Kosmetyki możecie kupić w sklepie online na stronie https://bioecolife.pl/,

a dodatkowo moi czytelnicy na hasło "NatBlog" mają darmową dostawę bez progu zamówienia ważny do 23.12!



Z jakimi problemami skórnymi na twarzy Wy się zmagacie i jaką pielęgnację stosujecie?

Na dziś to tyle, do następnego :)!

P.S. Niezmiennie zapraszam Was do naszej grupy, w której znajdziecie wsparcie w wyborze naturalnych kosmetyków :)
Dołącz do nas: Polecamy naturalne kosmetyki

A tutaj mój Instagram, Facebook oraz Google+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za zainteresowanie postem! Zostaw po sobie choćby uśmiech, będzie mi bardzo miło :)
Prowadzisz bloga? Na pewno do Ciebie trafię :)